Zapłacą za darmową nazwę
Jarosław wyjdzie na tym jak Zabłocki na mydle
Miasto Jarosław zamierza zrealizować operację, która wygląda na interes, który obnażył głupotę urzędników. W przeszłości doszło bowiem do dość ciekawego układu, w której to miasto Jarosław całkowicie za darmo przekazało prawa do nazwy „Jarosław” dla prywatnej firmy. Teraz miasto zamierza odkupić od portalu internetowego prawo do nazwy „Jarosław”. Jednakże nie za darmo. Urząd będzie musiał zapłacić za tę przyjemność 21 894 zł, a pieniądze te, rzecz jasna będą pochodziły z kieszeni podatników.
Chodzi o domenę jarosław.pl
Każdy, kto korzysta z internetu może wejść na stronę jasrosław.pl. Osoba, administrująca tą stroną to jednocześnie aktualny właściciel do prawnego wykorzystywania nazwy „Jarosław” w tejże domenie. Burmistrz Jarosławia twierdzi, że rzeczona firma wielokrotnie współpracowała z Urzędem Miasta. Jednakowoż zaznaczył, że sam urząd jakiś czas temu już nie wykorzystuje w żaden sposób domeny jarosław.pl, a korzysta z domeny miastojarosław.pl. Jednakże w urzędzie już od dłuższego czasu pokutuje pomysł zmiany nazwy. Pojawiły się głosy radnych, jakoby nazwa jarosław.pl jest lepsza niż nazwa miastojarosław.pl
Prawa do używania nazwy „Jarosław” w domenie internetowej miasto przekazało firmie w 1998 roku. Teraz, po 24 latach miasto znów przejmie prawa do nazwy. O tym zadecydowali już radni na sesji Rady Miasta. Jednakże, już w trakcie obrad pojawiły się pewne wątpliwości. Wśród radnych pojawiło się pytanie: a co by było, gdyby miasto nie odkupiło praw? Wówczas, jak zauważył Burmistrz obecny właściciel wystawiłby prawo do używania nazwy „Jarosław” na sprzedaż na rynku komercyjnym.
Z prawnego punktu widzenia, sytuacja wygląda tak, że właściciel domeny inny niż urząd, mógłby wstawiać na portal treści niekorzystne, bądź przedstawiające miasto Jarosław w złym świetle. Dlatego też z tego punktu widzenia warto, by to miasto było faktycznym właścicielem domeny. Jednakże, jak się okazało, w 1998 roku prawa do nazwy przekazał zarząd miasta z burmistrzem na czele, a nie rada miasta. Pojawiły się więc głosy, czy można by podjąć uchwałę, dzięki czemu urząd miałby w rękach silną kartę przetargową. Jednak burmistrz był przeciwny tego typu pomysłom.